piątek, 31 sierpnia 2018

Od Ignacego cd Jennie

Kolejnego dnia ogarnąłem się i ruszyłem raźnym krokiem do szkoły. Dotarłem do niej szybko i miałem spory zapas czasu. Wyciągnąłem z kieszeni telefon i oparłem się o ścianę, przeglądając ważną rzecz. Kiedy poszczególni uczniowie mijali mnie, leniwie podążałem za nimi wzrokiem, typując kogoś, do kogo tego dnia bym zagadał. Czas poznać nowych ludzi, prawda? Owszem, z tym, że dla mnie taki czas trwa całe życie. Kiedy mijała mnie niziutka blondynka z dość krótkimi włosami, skojarzyłem ją z siostrą mojego znajomego, Ivana. Wczoraj zderzyła się ze mną przed szpitalem i minęła dość obojętnie. Czas zmienić jej nastawienie.
    Odbiłem się od ściany i podszedłem do dziewczyny, łapiąc ją za nadgarstek. Odwróciła się i spojrzała na mnie pytającym wzrokiem.
 – Cześć – powiedziałem, szeroko się uśmiechając – widzieliśmy się wczoraj, pamiętasz? Jestem Ignacy.
    Blondynka uścisnęła moją wyciągniętą dłoń, wciąż nie wiedząc do końca, dlaczego zagadałem.
 – Jennie – odpowiedziała.
 – Miło poznać. Gdzie idziesz? Na zewnątrz? – zacząłem swoje trajkotanie, a oczywistym było, że nowa koleżanka kierowała się na dwór, bo stała przy samych drzwiach.
 – Chcę zagrać w kosza – powiedziała po chwili namysłu – idziesz też?
 – Pewnie! – ucieszyłem się i poprawiłem ramię czarnego plecaka na ramieniu.
    Swoje rzeczy rzuciłem na brzeg boiska i odwróciłem się do Jennie, która już trzymała piłkę. Wpatrywała się we mnie w skupieniu i po chwili zaczęła grę. Co chwila odbieraliśmy sobie piłkę i trafialiśmy do kosza przeciwnika, a musiało to wyglądać dość ciekawie, gdyż różnica wzrostu pomiędzy mną a dziewczyną była dość duża. Kiedy jednak zadzwonił dzwonek, rozproszyłem się i wpadłem na nią, taranując ją i przy okazji przewracając się na nią. Jestem chodzącą gracją, mówiłem już?
    Podniosłem się i pomogłem wstać Jennie, po czym zapytałem:
 – Nic ci się nie stało? Przepraszam.
 – Może tylko trochę boli mnie głowa – odpowiedziała – wiesz co?
    Popatrzyłem na nią pytająco, unosząc lekko podbródek.
 – Po lekcjach musimy zrobić dogrywkę, bo mamy remis – powiedziała i uśmiechnęła się lekko.

<Jennie?>

Od Ignacego cd Alberta

 – Oczywiście, że nie – odpowiedziałem i spotkałem się z zaskoczonym wzrokiem chłopaka – żartuję, nie po to tu jesteśmy, żeby sobie patrzeć na fabrykę z zewnątrz. Czas poznać historię zdjęcia od środka.
     Przeszliśmy wśród roślin dzikiego ogrodu i stanęliśmy przed wielką, stalową bramą dwuskrzydłową. Pokryta była rdzą. Pchnąłem ją lekko i ustąpiła, wpuszczając nas. Znaleźliśmy się w pustym korytarzu z zaciekami na ścianach. Wisiały też na nich obrazy, jednak ząb czasu nadgryzł je i uniemożliwił mi obejrzenie tego, co przedstawiały.
 – Znasz historię tego miejsca? – zapytałem, wciąż wpatrując się w ramki i zniszczone płótno.
 – Znam – odpowiedział krótko Albert i skręcił do pomieszczenia obok, żebym nie zasypał go kolejnymi pytaniami.
     Chyba nie przewidział jednak, że udam się za nim. To, co zobaczyłem, zajęło mnie chwilowo. Przestronna sala pełna starych taśm produkcyjnych z antresolą, na której stały wielkie pojemniki, oświetlona była przez promienie słońca wpadające przez jedno z okien. Z drugiego wystawały gałęzie drzewa. Przejechałem dłonią po jednej z maszyn i strzepałem grubą warstwę kurzu z palców.
 – Pewien Niemiec produkował tu słodycze – odezwał się niespodziewanie Albert.
    Odwróciłem się, by go zobaczyć i zauważyłem go na schodach prowadzących na antresolę.
 – Coraz to nowi inwestorzy chcieli nawiązać z nim współpracę. Tylko jeden z nich odkrył, że składnik wytwarzanych produktów był silną trucizną. Wtedy też właściciel dokonał na nim morderstwa – chłopak urwał i wzruszył ramionami.
    Patrzyłem na niego, mając szeroko otwarte oczy. Zastygłem i po prostu słuchałem tej dramatycznej historii.
 – Później zmielił go w jednej z tych maszyn – wskazał ręką na salę – a, gdy kolejni ludzie pojawiali się tutaj, zabijał kolejny raz i kolejny. Z trupów wyrabiał nowy gatunek słodyczy, który miał olbrzymi popyt.
     Wzdrygnąłem się mocno i zamiast zaniepokoić się, poczułem coś w rodzaju smutku. Podszedłem do Alberta, jednak ten zaczął się wspinać po schodach wyżej i wyżej. W końcu zatrzymał się i zdołałem go dogonić.
 – Miejsce od lat jest opuszczone, a budynek grozi zawaleniem. Niemiec został przyłapany na morderstwie, reszta wyszła na jaw i został powieszony.
    Nie rozumiałem, dlaczego Albert mówił to z taką obojętnością. Podejrzewałem, że podkoloryzował nieco całą historię, gdy zobaczyłem cień chytrego uśmiechu na jego twarzy. Nie zdążyłem jednak zapytać, bo usłyszeliśmy odgłos przewracanego żelastwa. Ktoś wszedł do środka i prawdopodobnie się potknął, bo naszym uszom doszła także głośna „Kurwa mać”.




<Albert?>

wtorek, 28 sierpnia 2018

Od Jennie do ktosia

Jen właśnie leżała sobie na miękkiej trawie, pod głowa miała torbę. Patrzyła na niebo jak płyną wolno chmury. Nie miała chęci się ruszyć. Najchętniej by przeleżała tutaj wieczność. W pewnym momencie musiała przerwać, aby się ruszyć. Podniosła się do siadu i wyjęła z torby butelkę wody oraz tabletki. Wzięła dwie do ust, aby popić je wodą. Czuła się od tygodnia coraz gorzej. Wstała, otrzepała się, sięgnęła po torbę i ruszyła na boisko do kosza. Chciała sobie trochę porzucać zanim brat po nią przyjedzie.
Grali tam jej koledzy. Położyła torbę na ziemi i ruszyła pograć. Odebrała im piłkę i zaczęła kozłować do kosza. Miała zamiar rzucić, jednak została chamsko popchnięta. Wstała i właśnie wtedy zjawił się jej brat.
Ruszyła po torbę, gdy jeden z chłopaków podał jej piłkę, aby mogła przybrać pozycje i rzucić celnie. Przybiła z nim piątkę, po czym ruszyła się i poszła z bratem.

Po godzinie byli już w szpitalu. Jem już chyba trzecią godzinę miała robione badania. Nudziła się, dostała dodatkowe leki, silniejsze niż poprzednie. Westchnęła, po czym wyszła ze szpitala, uderzając w kogoś. Podniosła głowę i zobaczyła kogoś. Odsunęła się trochę, a brat zjawił się obok. Chyba się znali, on ma wszędzie tych kolegów. Westchnęła i ruszyła do auta.


<Ktoś? :)>

poniedziałek, 27 sierpnia 2018

Od Alberta CD Ignacy

Chłopak chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął do wyjścia z budynku. Zmarszczyłem brwi, mierząc przy tym krytycznym wzrokiem Azjatę oraz jego dłoń zaciśniętą na mojej. Zdecydowanie nie byłem przyzwyczajony do takich zachowań. Szatyn coraz bardziej naruszał moją prywatność.
- No chodź, musimy się pospieszyć! - rzucił podekscytowany, następnie wyciągając mnie ze szkoły.
- Co się tak spieszysz? - mruknąłem, sprawdzając, czy przypadkiem niczego nie zgubiłem - Musimy iść na przystanek tramwajowy i poczekać dziesięć minut. - dodałem, wracając wzrokiem do osoby Ignacego. Przez tyle lat zdążyłem już zapoznać się z transportem miejskim.
Chłopak nieco zwolnił, ale nadal przechadzał się środkiem drogi dumny jak paw, przyglądając się przy tym mijanym ludziom. Uniosłem brew i obserwowałem go znudzonym wzrokiem. Zastanawiałem się, czy na pewno trafiłem do szkoły dla osób w moim wieku.
Niedługo dotarliśmy do przystanku, który został obejrzany z każdej strony przez szatyna. Zupełnie, jakby go widział pierwszy raz w życiu.
- Uwielbiam jeździć tramwajami! Kto wymyślił ten świetny środek transportu? Siedzisz sobie spokojnie albo stoisz i tuż obok masz drogę. Nawet pociągi nie są tak fajne, w nich ta granica jest grubsza i widoki wokół takie niepołączone. O, jedziemy tym samym numerem, którym mogę dotrzeć do akademika. - Ignacy nagle zaczął mi przypominać nakręcaną zabawkę w akcji. Ledwo nadążałem za tym, co mówił. Wolałem się nie wtrącać, ani nie przerywać jego monologu. Dzięki niemu byłem wolny od pytań na temat mojej osoby. W pewnym momencie chłopak wbił we mnie wzrok, czekając, aż nawiążę z nim kontakt wzrokowy. Niechętnie spełniłem ten niemy rozkaz.
- Dlaczego pojawiłeś się akurat w tej szkole? - zapytał - To znaczy, nie wyglądasz na Japończyka. - dodał, by lepiej wyjaśnić, co ma na myśli. I tak oto czas braku pytań się skończył. Jak to mówią, nie chwal dnia przed zachodem słońca.
- Mieszkałem w Japonii od dawna, ale wyprowadziłem się od rodziców. - wyjaśniłem i wzruszyłem ramionami, patrząc przy tym na szatyna "spod byka". Nie była to pełna odpowiedź na zadane mi pytanie, ale Ignacy nie naciskał. Wręcz przeciwnie - zmienił temat.
- Ile wierteł ma stomatolog? - zapytał nagle. Nie wiedziałem, o co chodzi, ani dlaczego nagle wyskoczył z czymś takim. Patrzyłem na Azjatę jak na kogoś, kto nie wszystkie klepki ma na właściwym miejscu. Byłem też nieco zaskoczony jego wybuchem. Podejrzewałem jednak, że chodzi o jakiś żart.
- Stomatologiczne! - wrzasnął chłopak, odpowiadając na swoje pytanie. Kobieta, stojąca niedaleko nas podskoczyła w miejscu wystraszona. Prychnąłem, kręcąc przy tym lekko głową. Ten chłopak był niemożliwy.
Ignacy cały czas stał przede mną, jednak w pewnym momencie usiadł obok, pozbawiając mnie cienia. Blade promienie słońca oślepiły mnie nagle. Jęknąłem cicho niezadowolony i zmróżyłem oczy, by móc dostrzec tramwaj, gdy ten będzie się zbliżał. Pojazd wyjechał zza rogu i zatrzymał się przed nami.
Dołączyliśmy do tłumu, który go wypełniał. Składał się on głównie z dorosłych w eleganckich strojach i teczkami w ręku oraz dzieci w mundurkach i z tornistrami. Część z nich pewnie wracała do domu, a pozostali mieli inne plany jak obiad na mieście lub wypad ze znajomymi.
Cudem udało mi się odnaleźć wolne miejsce, na którym to usiadłem. Ignacy natomiast stanął obok. Pojazd ruszył, a chłopak zaczął obserwować obraz za szybą.
- Wysiadamy na drugim przystanku. - mruknąłem. Szatyn prawdopodobnie nie usłyszał mnie, gdyż schylił się, opierając dłonie na udach i nastawił ucho. Pasażerowie za nim zaczęli przepychać się do wyjścia, jakby w tramwaju wybuchł pożar. W efekcie tego chłopak poleciał na mnie, a ja na szybę. Zakląłem, wcale nie siląc się na dyskrecję i spojrzałem na Ignacego zdenerwowany. Cała moja głowa była poobijana, przez co zaczynała pulsować.
- Przepraszam cię bardzo. - powiedział, głaszcząc mnie przy tym po obolałej głowie. Nie powiem, że było to przyjemne. Na szczęście chłopak szybko zabrał dłoń, by rozmasować nią swoje czoło.
- Ktoś mnie popchnął, przepychając się do wyjścia. - wyjaśnił, jakbym nie zauważył tamtego stada.
"Jeśli będę wyglądał gorzej, niż się czuję, znajdę ich wszystkich." obiecałem sobie w myślach.

Odetchnąłem z ulgą, gdy tramwaj ponownie się zatrzymał. To był czas, by wyjść na wolność. Wysiadłem z pojazdu wraz z Ignacym i ruszyłem przodem. Weszliśmy w wąską uliczkę, następnie kilka razy skręcając w inne do niej podobne.
Kilkanaście minut przeciskaliśmy się między budynkami, by w końcu wyjść na ledwo widoczną ścieżkę, otoczoną przez ogromne, dziko rosnące krzewy, które nieco ją zasłaniały. Im dalej od przystanku byliśmy, tym więcej roślin było w pobliżu.
Po chwili wyszliśmy na plac wyłożony kocimi łbami. Słońce ukryło się za chmurami, przez co zrobiło się nieco ciemniej. Zerknąłem na Ignacego, który przyglądał mi się szeroko otwartymi oczami.
- Na co się tak gapisz? - zapytałem zirytowany. Czyżby szykowała się powtórka z tramwaju?
- Nic, nic. - odparł szybko. Zdecydowanie za szybko.
- Mam coś na twarzy?
- Nie! - krzyknął chłopak. Czy mu wierzyłem? Oczywiście, że nie. Wyjąłem więc telefon i przejrzałem się w szkle. Ciężko było nie zauważyć ogromnego sińca. Zamknąłem oczy i wziąłem głęboki oddech, by się uspokoić. Cały czas wmawiałem sobie, że oddam Ignacemu, gdy będzie wyrażał swą wdzięczność.
- Idziemy? - zapytałem nieco za głośno. Chłopak w milczeniu zbliżył się do mnie i podążył za mną do fabryki.
Budynek wyraźnie wyglądał na opuszczony, co potwierdzały wybite szyby w oknach. Z białych ścian gdzieniegdzie odpadał tynk, a kilka drzew zrobiło dziury w dachu.
- Chcesz wejść? - zerknąłem na chłopaka, czekając na odpowiedź.

<Ignacy? XD>

piątek, 24 sierpnia 2018

Od Ignacego CD Albert

Kiedy Albert przystał w końcu na propozycję odwiedzenia fabryki, jeszcze szerszy uśmiech wykwitł na mojej twarzy. Chwyciłem go pewnie za nadgarstek, ciągnąc do wyjścia, gdyż ten niemiłosiernie się gramolił.
 – No chodź, musimy się pospieszyć! – rzuciłem podekscytowany i wyciągnąłem Alberta ze szkoły.
 – Co się tak spieszysz? – mruknął chłopak, przeglądając zawartość swojej teczki – Musimy iść na przystanek tramwajowy i poczekać dziesięć minut.
     Po słowach Alberta nieco zwolniłem, jednak nadal przemierzałem dumnie środek deptaka i obserwowałem ludzi wokół. Mojego towarzysza najwyraźniej dziwiło, jak i nudziło to, co wyprawiałem, jednak nie mogłem się powstrzymać. W niedługim czasie dotarliśmy do przystanku, gdzie z radością omiotłem wzrokiem widok dookoła.
 – Uwielbiam jeździć tramwajami! Kto wymyślił ten świetny środek transportu? Siedzisz sobie spokojnie albo stoisz i tuż obok masz drogę. Nawet pociągi nie są tak fajne, w nich ta granica jest grubsza i widoki wokół takie niepołączone – nakręciłem się – O, jedziemy tym samym numerem, którym mogę dotrzeć do akademika.
    Albert nie odpowiadał ani nie reagował, jednak widziałem, że mimo wszystko mnie słuchał. Wbiłem w niego wzrok, czekając, aż się zorientuje.
 – Dlaczego pojawiłeś się akurat w tej szkole? – zapytałem, kiedy spojrzał na mnie – To znaczy, nie wyglądasz na Japończyka.
 – Mieszkałem w Japonii od dawna, ale wyprowadziłem się od rodziców – Albert wzruszył ramionami, patrząc na mnie lekko spod byka.
 – Ile wierteł ma stomatolog? – zapytałem znienacka.
     Chłopak patrzył na mnie, jak na debila z lekkim szokiem wymalowanym na twarzy.
 – Stomatologiczne! – wrzasnąłem tak głośno, że kobieta stojąca obok rozkładu jazdy wzdrygnęła się.
     Niestety nie doczekałem się wielkiego wybuchu śmiechu. Albert tylko prychnął, jednak nie wyglądał już tak groźnie, jak przed chwilą. Cały czas przed nim stałem, a gdy usiadłem obok, słońce, mimo, że blade, zaczęło oślepiać chłopaka. Wydał jęk niezadowolenia i spod zmrużonych powiek zaczął wypatrywać tramwaju. Ten znajdował się na rogu i chwilę później zatrzymał się przed nami.
    W środku panował tłok. Dużo ludzi wracało z pracy i szkół, więc nie można było liczyć na trochę przestrzeni. Albertowi udało się usiąść, a ja stanąłem tuż obok niego. Pojazd ruszył, a ja bacznie obserwowałem widok za oknem. Białe kamienice po jakimś czasie zmieniły się w budynki z czerwonej cegły, jednak w takim samym stylu architektonicznym. Spojrzałem na Alberta, który ruszał ustami, mówiąc coś, ale go nie słyszałem. Schyliłem się więc, opierając dłonie nad udach i zbliżyłem głowę do jego. Niestety wtedy ludzie stojący za mną zaczęli się przepychać do wyjścia, przez co mnie mocno popchnęli tak, że dobiłem czołem prosto w mojego towarzysza. Ten dodatkowo rąbnął w szybę, głośno przeklnął i niezadowolony spojrzał na mnie.
 – Przepraszam cię bardzo – mówiąc to, pogłaskałem go po głowie i rozmasowałem swoje czoło – Ktoś mnie popchnął, przepychając się do wyjścia.
    Miałem nadzieję, że nie zostaną nam siniaki, gdyż osoba, która mnie popchnęła miała naprawdę dużo siły. Na nasze szczęście kolejny przystanek był tym docelowym. Wysiedliśmy z pojazdu i podążyłem za Albertem. Ten udał się w jedną z wąskich uliczek i poprowadził nas również innymi. Kilkanaście minut przeciskaliśmy się pomiędzy budynkami, a później wyszliśmy na plac wyłożony kocimi łbami. Promienie słońca zdążyły się już skryć za chmurami i wokół zrobiło się szaro. Mimo to gdy popatrzyłem na chłopaka, otworzyłem szerzej oczy na widok wielkiego, fioletowego siniaka malującego się na lewej stronie jego czoła.
 – Na co się tak gapisz? – zapytał zirytowany moim spojrzeniem.

<Albert? :D>

poniedziałek, 20 sierpnia 2018

Od Alberta CD Ignacy

Kilka zeszytów wyślizgnęło mi się z ręki. Część z nich udało mi się złapać wolną ręką, ale pozostałe upadły na podłogę. Zakląłem pod nosem i od razu zacząłem je zbierać. Chłopak ruszył mi z pomocą. Nie powiem, że byłem tym zachwycony, ale przynajmniej dzięki temu poszło szybciej. Azjata oglądał zrobione przeze mnie fotografie podczas ich zbierania. Jego wzrok zawiesił się na dłużej na jednej z nich.
- Czy to jakaś fabryka?
Słysząc pytanie chłopaka, uniosłem na niego wzrok. Azjata pokazał mi zdjęcie, które go zainteresowało.
- Tak, kiedyś produkowano tam słodycze. Znalazłem ją na obrzeżach miasta, całkiem przypadkowo. - odparłem, wspominając dzień, w którym odkryłem uwiecznione na fotografii miejsce. Szybko jednak wróciłem na ziemię i odebrałem swoją własność.
- Świetne zdjęcie. Promienie słońca jeszcze bardziej podkreślają ponury charakter tego miejsca, mimo, że powinno być na odwrót. Naprawdę ładne – powiedział szatyn.
Zabrzmiało to nieco dziwnie. Jak uznanie. Schowałem zeszyty oraz zdjęcia do swojej czarnej teczki. Chwilę mierzyłem Azjatę wzrokiem, po czym niepewnie mu podziękowałem. Podniosłem się z podłogi, następnie otrzepując kolana z kurzu. Ignacy zrobił to samo. Zamierzałem już odejść i udać się na zajęcia, które lada moment miały się zacząć, ale Azjata mnie zatrzymał.
- Jestem z II klasy tanecznej, a ty? - uważałem, że nie powinienem podawać innym zbyt dużej ilości informacji o sobie, ale chłopak wyglądał bardziej na kogoś, kto szuka znajomych, niż na detektywa, który opisuje każdego ucznia w swoim notesiku, siedząc zamknięty w jednej z kabin w toalecie szkolnej.
- II muzycznej - odpowiedziałem krótko i ruszyłem w stronę sali, w której miałem mieć za chwilę zajęcia.
Tam po dzwonku zostałem zmuszony do przedstawienia się klasie. Niechętnie wykonałem polecenie nauczycielki i zająłem wskazane przez nią miejsce.
***
Kilka godzin później rozpoczęła się długa przerwa. Postanowiłem, że spędzę ją za szkołą z dala od tłumu uczniów i pozytywnie nastawionych do życia nauczycieli, którzy "bardzo chcieli mnie poznać". Westchnąłem ciężko i rozmasowałem swoje skronie. Nie byłem przyzwyczajony do takiego hałasu. Na zewnątrz na szczęście było znacznie ciszej. Uniosłem wzrok na niebo. Liczba czarnych chmur powoli zaczynała się zmniejszać, jednak to, że ponownie spadnie deszcz było bardzo prawdopodobne.
Wyjąłem z tylnej kieszeni spodni swój telefon i wpisałem hasło. Następnie zacząłem szukać na swoich ulubionych stronach innych ciekawych miejsc, które warto by było odwiedzić i sfotografować. W notatkach tworzyłem w tym samym czasie listę.
Nagle usłyszałem jak ktoś mnie woła. Odwróciłem się zdziwiony. Przy drzwiach stał Ignacy. Moje spojrzenie zmieniło się ze "Znamy się?" na "Co się drzesz?".
- Pójdziemy do tej opuszczonej fabryki? - budynek widocznie bardzo go zaciekawił.
- Tak w czasie zajęć? No wiesz? Nie wiedziałem, że taki z ciebie wagarowicz - odparłem drwiąco.
- A po szkole? - Azjata wyraźnie nie zamierzał odpuścić.
- Zastanowię się - odparłem i wróciłem do budynku, widząc, która jest godzina. Idąc do klasy, czułem na sobie wzrok chłopaka.
***
Gdy zajęcia dobiegły końca, schowałem kilka książek do szafki, a część zostawiłem w teczce do pomocy przy rozwiązywaniu zadań. Wtem ktoś do mnie podbiegł. Nie musiałem nawet patrzeć na tą osobę, by domyślić się, kim jest.
- To idziemy? - Ignacy wciąż się nie poddawał.
- Mam dużo pracy - mruknąłem.
- To nie potrwa długo - jęknął Azjata.
- Fabryka jest na obrzeżach - przypomniałem.
- No proooszę - szatyn objął moje ramię - później ci pomogę.
- Prędzej się zrzygasz - mruknąłem.
- Nie zrzygam. Obiecuję. To jak?
Spojrzałem na chłopaka rozbawiony. Na pewno puści pawia. No, ale cóż, sam się na to pisze.
- Umowa stoi - powiedziałem z chytrym uśmieszkiem.

<Ignacy? :)>

niedziela, 19 sierpnia 2018

Współpraca!

Oto kolejny blog, który z nami współpracuje. Witamy:

Iterum

 

Współpraca!

Dochodzi do nas kolejna współpraca. Serdecznie witamy:

 Cukierkownią

https://cdn.discordapp.com/attachments/436527653500092427/478476895021694978/RPKingdom20.jpg

Od Ignacego CD Albert

Kiedy Albert w końcu mi się przedstawił, uśmiechnąłem się szerzej. W tamtym momencie jednak kilka zeszytów, które chłopak trzymał w dłoni, upadły na podłogę i cała zawartość się z nich wysypała. Mój kolega przeklął i schylił się, by wszystko podnieść. Pomogłem mu, zbierając w kupkę zdjęcia wysypane z czarnego notesu. Jedno z nich przykuło moją uwagę i ze zdziwieniem na nie spojrzałem. Przedstawiało budynek, najwidoczniej od dawna opuszczony i podniszczony przez czas.
 – Czy to jakaś fabryka? – zapytałem.
 – Tak, kiedyś produkowano tam słodycze. Znalazłem ją na obrzeżach miasta całkiem przypadkowo – z jego wypowiedzi biło zainteresowanie tematem, jednak po chwili Albert odebrał ode mnie swoje fotografie.
 – Świetne zdjęcie. Promienie słońca jeszcze bardziej podkreślają ponury charakter tego miejsca, mimo że powinno być na odwrót. Naprawdę ładne – powiedziałem z uznaniem.
      Po chwili chłopak podziękował nieco podejrzliwym tonem, wstał i otrzepał kolana z kurzu. Podążyłem za jego przykładem.
 – Jestem z II klasy tanecznej, a ty? – spytałem, widząc, że chłopak ma zamiar odejść.
 – II muzycznej. – odpowiedział i ruszył w stronę sali, gdzie niedługo miały zacząć się jego lekcje.
     Po kilku godzinach spędzonych w szkole powróciłem pamięcią do początku dnia. Parę minut wcześniej rozpoczęła się przerwa, więc wyciągnąłem z kieszeni swój telefon z zamiarem odszukania fabryki, o której opowiedział mi Albert. Czarne urządzenie odnalazło lokalizację owej fabryki po wpisaniu nazwy miasta wraz z funkcją, jaką pełniła. Nie było o niej jednak żadnych informacji poza tym, że właścicielem był Niemiec, który zginął w czasie wojny. Zainteresował mnie ten temat do tego stopnia, iż zacząłem szukać Alberta na korytarzach. Przerwa się kończyła, jednak znalazłem chłopaka za szkołą, gdzie samotnie stał wyprostowany, wpatrując się w ekran swojego telefonu. Gdy go zawołałem, odwrócił się trochę zaskoczony i lekko zirytowany.
 – Pójdziemy do tej opuszczonej fabryki?

<Albert?>

Od Ignacego CD Marcus

     Dopiero, gdy chłopak zniknął mi z pola widzenia, zorientowałem się, że na chodniku moknął najprawdopodobniej jego telefon. Szybko go podniosłem, narażając się na spadającą z nieba wodę i zacząłem biec w kierunku, gdzie zniknął mój kolega. Będąc w połowie długiego korytarza, wydawało mi się, że go ujrzałem. Niestety wpadłem prosto na jakiegoś pierwszaka i staranowałem go, po czym rzuciłem przepraszające słowa. Wcześniej poznany chłopak jednak zniknął mi z oczu. Miałem nadzieję, że skierował się do szatni, więc i tam pobiegłem. Po drodze, jak zwykle dobiłem do dwóch innych osób i jednego nauczyciela, który zmierzył mnie wrednym spojrzeniem, lecz uciekłem, nim zdążył zareagować. Wpadłem do szatni, gdzie znajdował się poszukiwany przeze mnie uczeń.
 – T...Twój telefon – powiedziałem, ciężko oddychając.
 – Telefon? – zdziwił się chłopak, po czym zaczął przeszukiwać swoje kieszenie.
     Usiadłem, patrząc na niego, a uświadamiając sobie, że jest półnagi, zlustrowałem jego sylwetkę. Zgarbiony oparłem łokcie na kolanach i dokładnie oglądałem każdy mięsień widoczny przede mną. Wtedy też czarnowłosy spojrzał na mnie, wyciągając rękę po zgubę i jakby przypominając sobie o swoim wyglądzie, lekko zaczerwienił się. Ja także się speszyłem, bo zostałem przyłapany na spokojnym oglądaniu ciała mojego kolegi. Po chwili jednak odezwałem się:
 – Chyba coś trenujesz, co nie?
     Ach, brawo Ignacy, mistrzu konwersacji. Oby tak dalej!
  – Biegam, pływam... robię dużo rzeczy. – mówiąc to, chłopak wzruszył lekko ramionami i wziął ode mnie swój telefon.
     O tym, że wpisałem do niego swój numer, miał się dowiedzieć nieco później.
 – Ignacy. – powiedziałem, wstając i wyciągając rękę. – Nazywam się Ignacy Park. Jestem z II klasy tanecznej.
      Głośny dźwięk dzwonka rozbrzmiał po korytarzach, wzywając uczniów na lekcje. Nadal jednak wpatrywałem się w twarz czarnowłosego chłopaka, który wydał mi się jeszcze bardziej onieśmielony moim gestem.
 – Marcus Dahlquist z II muzycznej. – odrzekł w końcu, ściskając swoją chłodną dłonią moją.
    Jeszcze raz zlustrowałem sylwetkę Marcusa, nie kryjąc się z tym zbytnio, po czym rzuciłem słowa pożegnania i z uśmieszkiem wyszedłem z szatni, by udać się na lekcje.

<Marcus?>

czwartek, 9 sierpnia 2018

Uwaga, uwaga!

Jest to bardzo ważna informacja, ponieważ główny administrator i założyciel tego jakże wspaniałego bloga wyjeżdża. Tak więc do rzeczy, ja, Yoshi, wyjeżdżam sobie na obóz, normalne, mam życie itd. Blog zostaje w rękach mojego administratora, Tomasza (Czyli Tomi'ego), Wszystkie opowiadania na razie wysyłajcie pod TommyObrien [Howrse], a także pod jego mail czyli tommy27.obrien@gmail.com. Opowiadania będą normalnie wysyłane, formularze tak samo lecz z małą zmianą. Nie będą one miały takiej grafiki jak reszta, za pewne wchodząc w zakładkę "administracja" widzieliście kto jest grafikiem. Niestety będzie to trochę źle wyglądało, ale co my poradzimy, należy nam się rozrywka! :D No dobra, to cała informacja, nie mam nic więcej do powiedzenia, zostało mi tylko "miłej reszty wakacji"!
~Pozdrawiam, administrator AoA, Yoshi

środa, 8 sierpnia 2018

Od Alberta CD. Ignacy

Czując na twarzy natarczywe, blade promienie słońca, skrzywiłem się i uchyliłem powieki. Przez chwilę zastanawiałem się, gdzie wielka kula ma ukryty wyłącznik, ale nie znalazłem odpowiedzi na to pytanie. Westchnąłem więc zrezygnowany i wstałem z łóżka. Od razu udałem się pod prysznic, który mógłby mnie obudzić, przynajmniej w niewielkim stopniu.
Gdy krople wody spływały po moim ciele, układałem sobie w głowie plan na dopiero co rozpoczęty dzień. Musiałem udać się do szkoły, a następnie zająć się nowym nabytkiem do mojej kolekcji. Tyle pracy, a tak mało czasu.
Po kąpieli opuściłem kabinę i owinięty ręcznikiem, przeszedłem do pokoju, pełniącego rolę garderoby. Poprzedniego dnia zapowiadali deszcz, więc krótkie spodenki na pewno byłyby złym wyborem.
Chwilę przeglądałem ubrania, by w końcu zdecydować się na granatową koszulę, czarne spodnie o wąskich nogawkach oraz pantofle i krawat w tym samym kolorze. Następnie zająłem się włosami i ruszyłem do kuchni. Przygotowałem sobie w niej koktajl ze szpinaku, który przelałem do dużej szklanki. Zbliżyłem się z nią w ręku do okna, sięgającego od podłogi do sufitu i wziąłem duży łyk napoju. Ciemne chmury wisiały nad miastem, a samochody mijały się otoczone parą, unoszącą się nad jezdnią. Widok był zwyczajnie ponury. Najchętniej bym został w domu, ale to niestety nie był koncert życzeń.
Dokończyłem koktajl, posprzątałem i doprowadziłem się do porządku. Następnie włożyłem czarny płaszcz przeciwdeszczowy z kapturem, który naciągnąłem na głowę, chwyciłem teczkę z książkami i opuściłem swój dom. Przyznam się, że nie bardzo wiedziałem, dokąd mam się kierować. Na szczęście nawigacja w telefonie okazała się być bardzo pomocna. Po kilkunastu minutach już stałem pod budynkiem.
Miałem właśnie schować telefon do kieszeni, gdy nagle ktoś wbiegł we mnie, sprawiając, że wylądowałem na ziemi. Nieco zszokowany spojrzałem na siedzącego na mokrym chodniku chłopaka. Westchnąłem cicho i podniosłem się na równe nogi. Po namyśle niechętnie podałem nieznajomemu dłoń. Chłopak przyjął pomoc od razu i również wstał.
- Uważaj, jak chodzisz. - mruknąłem, po czym wszedłem do budynku. Ostrożnie zdjąłem z siebie płaszcz i strzepałem z niego wszystkie krople przy drzwiach. Spojrzałem na wchodzącego Azjatę.
- Wiesz przynajmniej, gdzie jest gabinet dyrektora?
- Jasne. Jest na drugim piętrze. Zaprowadzić cię?
- Dam radę. - odparłem i ruszyłem korytarzem.
***
Zbliżyłem się z kluczem w dłoni do swojej szafki i otworzyłem ją. Schowałem do środka płaszcz oraz część książek. Usłyszałem, że ktoś inny również zamyka szafkę kilka kroków dalej.
- O, hej! I jak? Znalazłeś go? - ten sam chłopak, który wpadł na mnie rano podszedł do mnie z ogromnym uśmiechem na twarzy.
- Owszem.
- Nie poznaliśmy się. Jestem Ignacy. - Azjata wyciągnął do mnie dłoń. Niechętnie ją uścisnąłem.
- Miło mi? - powiedziałem niepewnie, unosząc przy tym brew. Czy tak właśnie się mówiło przy powitaniu? Chyba tak.
- ...Ty się nie przedstawisz? - zapytał chłopak po chwili. Zmierzyłem go wzrokiem, chcąc wiedzieć, po co mu takie wiadomości.
- ...Albert. - mruknąłem, dalej nie rozumiejąc, dlaczego ktoś miałby chcieć znać moje imię. Jaki miał w tym cel ten Azjata?

< Ignacy? :) >

Od Marcusa CD Ignacy

Ranek spędziłem przy kubku mocnej kawy - całą noc grałem na skrzypcach, zamiast spać. Westchnąłem i spojrzałem do góry, wprost na niebo. Skrzywiłem się, gdy zauważyłem, że zacznie padać zanim wejdę do budynku... I tak, jak pomyślałem, tak w tym samym momencie lunęło. Spanikowałem i truchtem dobiegłem pod dach akademii... No, prawie. Zderzyłem się z kimś. Podparłem się łokciem o ziemię, która stała się błotnista i brudna. Szybko wstałem, podając rękę - jak się okazało - chłopakowi, który na mnie wpadł. Gdy wstał, mocno go pociągnąłem, żebyśmy stali pod dachem. Puściłem go, odsunąłem się i spojrzałem na rękawy koszuli, którą wyjątkowo ubrałem. Biały materiał stał się przezroczysty, pokazując tym samym całą moją klatkę piersiową, brzuch i plecy.
- No niee - jęknąłem, marszcząc brwi.
- Stało się coś? -  skierowałem wzrok na chłopaka. Wysoki, jednak chyba odrobinę niższy ode mnie... Albo tak mi się wydawało bo był chudy? Mrugnąłem, zdając sobie sprawę że wgapiam się w jego ciało i odwróciłem wzrok. Odchrząknąłem, próbując się jakoś zasłonić zakładając ręce na siebie, ale żeby nie wyglądało to dziwnie... Niestety, nie udało mi się i zaczerwieniony ruszyłem biegiem przez korytarze najszybciej jak mogłem do męskiej szatni, żeby się przebrać. Gdy do niej dotarłem, była pusta. Nikogo nie było. Odetchnąłem z ulgą, siadając na ławce. Swoją torbę położyłem tuż obok. Podszedłem do swojej szafki i gdy ją otworzyłem, wrzuciłem do niej koszulę. Wyjąłem ręcznik z zamiarem otarcia się gdy drzwi otworzyły się z hukiem, a w nich pojawił się ten sam chłopak. Dyszał jakby przebiegł cały maraton.
- T... Twój telefon - powiedział, siadając na ławce po zamknięciu drzwi.
- Telefon? - Czy ja brałem dzisiaj telefon ze sobą? Przecież rano go szukałem...
Spodnie. W jednym momencie zacząłem przeszukiwać kieszenie  kiedy zdałem sobie sprawę, że są puste. Bez słowa skierowałem swoją rękę po mój telefon, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego jak się eksponuję.

wtorek, 7 sierpnia 2018

Nowy Uczeń: Yoshimoto Hatake



Imię i nazwisko: Yoshimoto Hatake.
Pseudonim: Nienawidzi ksywek, więc jedyne na co pozwala to nazywanie go Yoshi'm. Jeśli zdecydujesz użyć nazwiska lepiej uważaj, abyś przypadkiem nie trafił na jego zły humor, bo automatycznie dostaniesz w buźkę.
Płeć: Z pewnością jest mężczyzną.
Wiek: 21 lat.
Narodowość: Urodził się w Niemczech, jednakże jego rodzice są Japończykami.
Orientacja: Jest biseksualny.
Klasa: III muzyczna
Klub: Od małego przejawiał zamiłowanie do sztuk walki takich jak boks czy wrestling. W poprzedniej szkole nie było żadnego ciekawego klubu do którego mógłby się zapisać lecz teraz z wielką chęcią i zapałem przychodzi na zajęcia ze sztuk walki.
Zainteresowania: Jego głównymi zainteresowaniami jest gra na gitarze i boks. Nic więcej do uzyskania minimalnego szczęścia nie jest mu potrzebne. Boksem i innymi tego typu rzeczami zajmuje się już od najmłodszych lat, kiedy to zaczął oglądać transmisje z walk w TV. Zafascynowany zapragnął również stać się gwiazdą tego brutalnego sportu, i wciąż do tego dąży. Nie jest łatwym przeciwnikiem do pokonania, więc lepiej go nie zaczepiać kiedy wyraźnie widać że ma zły humor. Jeśli chodzi o gitarę, te hobby odkrył w sobie dosyć niedawno. Zaczął powoli się uczyć, aż wreszcie wychodziło mu całkiem dobrze. Pisze własne piosenki jednak słabo u niego ze śpiewaniem, więc jedynie robi podkład muzyczny. Bardzo lubi psy - ma z nimi dobry kontakt.
Charakter: Yoshimoto zawsze był osobnikiem cichym, nie przepadającym za towarzystwem. Odizolowywał się od wszystkiego co tylko możliwe, by wieść monotonne i nudne życie. Lubił je takim, jakim jest. A może w tym momencie, jakim było? Omijał poznawanie nowych ludzi i w ogóle zadawanie się z nimi. Mało rozmawiał, niektórzy nigdy nie słyszeli jego głębokiego niczym nocne niebo głosu. Krążyły plotki że ma fobie społeczną, czyli boi się ludzi. Oprócz tego wiele innych rzeczy o nim mówiono, lecz nigdy się tym nie przejmował. Żył swoim życiem, olewał wszystko i wszystkich - właśnie to mu się podobało. Jego osobowość diametralnie zmieniła pewna dziewczyna, która zapoczątkowała w nim mizoginizm - wstręt do kobiet. To dosyć długa historia którą Yoshi starał się wymazać z pamięci. Do tej pory odtrąca dziewczyny usiłujące dokonać z nim bliższego kontaktu. Chodź nigdy nie byłby w stanie podnieść na kobietę ręki, wystarczy mu obrzucenie jej ostrymi słowami. Nie należy do tych którzy za wszelką cenę chcą być w centrum uwagi. Unika tego, tak samo jak ludzi i rozmów. Nigdy nie występował nigdzie publicznie, nie był na żadnych konkursach ani zawodach. Robi wszystko, aby żyć zamknięty w swoim szarym świecie. Sarkazmem posługuje się na co dzień i szczerze uważa że to jego sposób na radzenie sobie ze światem. Jest wredny, co tu na to poradzić. Praktycznie zawsze nosi na twarzy kamienną minę. Rzadko się uśmiecha, jak już coś to tylko do swoich psów. Zazwyczaj widać u niego niezadowolenie, obojętność bądź zirytowanie. Tak właściwie to trzecie można zauważyć najczęściej. Z racji że jest nerwowy i niecierpliwy szybko się denerwuje i wpada w oburzenie. Nawet jeśli wygląda na opanowanego wszystko może go strącić z równowagi. Irytują go natrętni ludzie, którzy za wszelką cenę próbują nawiązać z nim znajomość. Zawsze niezadowolony ze wszystkiego co go otacza. Nawet nie wiadomo, czy jest na tej ziemi coś co może sprawić, że stanie się szczęśliwy. Nie da się ukryć, że jest pochmurny i samotny. Mówi, że mu to nie przeszkadza i woli być sam, lepiej sobie radzi sam, nie umie współpracować. Lecz gdy już się uprzesz, a poziom irytacji Yoshiego przekroczy już granice da sobie spokój i cię zaakceptuje. Chodź to dziwnie brzmi to tak, jest w stanie kogoś zaakceptować. Jednakże to niesamowicie ciężkie, bo ciężko do niego dotrzeć i go zrozumieć. Jest jak zamknięta na klucz księga, do której klucz znajduje się gdzieś pośród całej sterty innych kluczy. Albo znajdziesz odpowiedni klucz w odpowiednim czasie, albo znajdziesz inną drogę bądź - zrezygnujesz w cale.
Aparycja:
×Włosy: Gęste, kruczoczarne. Dba o nie niezwykle, nie cierpi gdy ktoś je tyka i próbuje rozczochrać. Jego fryzurka jest dosyć ciekawa, bowiem przedziałek ma po środku głowy a grzywka opada mu lekko po bokach przysłaniając oczy. Ma dokładnie wygolone boki.
×Oczy: Wiecznie wyglądające na zaspane, przez wory pod nimi. Źrenice są dosyć małe, a kolor tęczówek miesza się z zimnym odcieniem szarego i niebieskiego.
×Sylwetka i Ubiór: Jak na faceta w wieku 21 lat jest całkiem niski, bowiem mierzy 168 cm. Niektórzy śmieją się z niego że jest małym śmiesznym karzełkiem, jednak szybko cofają swoje słowa ponieważ pomimo wzrostu jest dobrze zbudowany i obeznany w walce - lepiej nie mieć go za przeciwnika. Jest chudy, jego waga waha się pomiędzy 68-69 kg. Na prawej dłoni, środkowym palcu posiada wytatuowany krzyż. Nie ma on większego znaczenia, sam nie pamięta co mu wpadło do głowy żeby go zrobić. Prawdopodobnie jest to wiadomość dla tych którzy właśnie widzą przed swoją twarzą jego pięść. Ubiera się raczej w ciemne rzeczy.
×Cechy charakterystyczne: Może cechą charakterystyczną jego wyglądu jest kamienny wyraz twarzy, jaki codziennie ze sobą utrzymuje. Faktycznie - mało co go śmieszy i praktycznie cały czas jest obojętny.
Mocne i słabe strony:
- Mocne;
Ma dosyć wysoki próg bólu, ciężko zadać mu bolesny cios. Jest stanowczy i pewny siebie. Generalnie dobrze się uczy i nie ma problemów z przyswajaniem wiedzy. Jest strasznie inteligentny.
- Słabe;
Nie wiem czy zaliczyć to do mocnych czy słabych stron, lecz w każdym razie - Yoshi to pedant. Ma bzika na punkcie czystości, i właściwie brud i syf to jedyne co jest w stanie go wystraszyć. Nie potrafi pływać, lecz mało kto o tym wie. Nie potrafi rysować i ma brzydkie pismo.
Miejsce zamieszkania: Mieszka zaraz dwie ulice za akademikiem i szkołą także ma wszystko dosyć blisko. Jest to skromne mieszkanie, na wejściu znajduje się duża szara szafa w której chowa większość swoich kurtek i butów. Zaraz na lewo jest łazienka a na przeciwko niej drzwi do jego sypialni w której znajduje się duże łóżko, komoda i biurko z laptopem. Idąc dalej znajduje się salon z dużą ciemną kanapą i stolikiem do kawy. Na podłodze leży duży włochaty dywan. Na przeciwko znajduje się mała czerwono-czarna kuchnia.
Pupil: W wieku 10 lat Yoshi dostał na święta malutkiego Owczarka Azjatyckiego, który w przeciągu dwóch lat zmienił się w ogromną bestię. Chłopak dorastał przy jego boku, więc żeby nie tęsknić zabrał go ze sobą. Następnie po przeprowadzce tutaj zauważył że Hermes podczas nieobecności Yoshiego jest strasznie samotny więc wziął ze schroniska Tysona - Amerykańskiego Pitbulla. Obaj strasznie się polubili, chociaż czasem Tyson daje w kość starszemu od siebie psu wyglądają jakby znali się od zawsze. Także ma dwa psy - Hermesa i Tysona.
Relacje: -
Rodzina: Jedyną osobą na świecie jaka mu została to jego ojciec - Haku. Został jednakże w Berlinie, ponieważ wciąż musiał pracować w swojej kwiaciarni. Jego matka zmarła podczas wypadku samochodowego.
Ciekawostki: Jest nałogowym palaczem. Zawsze ma przy sobie paczkę fajek, a jeśli nie - z pewnością szybko skręci gdzieś do sklepu aby się w nie wyposażyć. Natomiast ma wielki wstręt do alkoholu, i jako tako toleruje jedynie czerwone wino chodź i tak w jak najmniejszych ilościach.
Stan konta: 15000 jenów

Nowy Uczeń: Albert Black


Imię i nazwisko: Albert Black
Pseudonimy: Dawniej był nazywany Albercikiem, ale krótko po przyjęciu się tego przezwiska, jego autor zniknął bez śladu.
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 19 lat
Narodowość: Stany Zjednoczone
Orientacja: Homoseksualna
Klasa: II Klasa Artystyczna
Klub:
- Klub biologiczny
- Klub okultystyczny
- Klub fotograficzny
Zainteresowania: Albert interesuje się głównie anatomią zarówno ludzi, jak i zwierząt oraz psychologią. Jego obrazy często są brane za dzieła Beksińskiego, w których chłopak gustuje. Fotografie bruneta natomiast budzą niepokój wśród nauczycieli, gdyż mimo, że są piękne, przedstawiają najczęściej martwe zwierzęta, a czasem katastrofy lub ruiny.
Dodatkowo Albert jest fanem muzyki klasycznej i rocka. Uwielbia czytać kryminały i książki psychologiczne oraz oglądać horrory. Tym, co interesuje chłopaka są również dawne wierzenia i księgi okultystyczne.
Ponadto Albert przeprowadza w swoim domu rozmaite eksperymenty.
Charakter: Albert jest typowym pedantem i pracowitą, poważną osobą. Nie oznacza to jednak, że nie ma poczucia humoru. Może i jest czarne, ale lepsze takie niż żadne.
Ludzie często biorą go za osobę chłodną, której nie warto bliżej poznać. Wszystko przez to, że chłopak ma cięty język, jest arogancki i złośliwy. Zazwyczaj mówi to, co myśli, ale jest doskonałym aktorem i potrafi ukryć wiele przed światem.
Jeśli chodzi o nawiązywanie znajomości, to jest nieufny w stosunku do obcych. Rzadko się odzywa, chyba, że musi. Chłopak automatycznie tworzy niewidzialny mur wokół swojej osoby, którego jeszcze nikomu nie udało się zburzyć. W środku jest to spokojny, ciekawy świata chłopak o dziwnej pasji. Interesują go bowiem martwe rzeczy.
Albert to typowy introwertyk. Zamiast chodzić na imprezy, woli usiąść pod kocem i poczytać coś ciekawego, poszerzając przy okazji swoją i tak dużą wiedzę. Decyzje podejmuje z rozwagą. Nie jest to typ ryzykanta.
Chłopaka nie można winić w stu procentach za to jaki jest. Jego charakter bowiem kształtował się przez całe jego dzieciństwo. Albert zawsze bawił się sam, gdyż inne dzieci uznawały go za dziwnego. Rodzice bruneta nie interesowali się swoim synem. Pozbawiony ich wsparcia Albert musiał szybko dorosnąć. W efekcie tego chłopak zamknął się w sobie. Wmówił sobie, że nie potrzebuje nikogo, żeby być szczęśliwym. Nie potrafi on wyrażać swoich uczuć, co uczyniło go jeszcze bardziej samotnym. Mimo tego Albert nie daje niczego po sobie poznać, a łzy uznaje za oznakę słabości. Nigdy żadnej nie uronił i nie zamierza tego robić, ponieważ jest przekonany, że ucierpiałaby na tym jego duma.
 Aparycja:
×Włosy: Miękkie, kruczoczarne włosy Alberta sięgają do połowy jego karku. Kosmyki znajdujące się z przodu są nieco dłuższe, tworząc coś na wzór grzywki. Mimo, że są starannie układane, często opadają na oczy chłopaka. W promieniach słońca włosy Alberta wydają się być fioletowe. 
×Oczy: Duże, lśniące oczy o fioletowych tęczówkach i ciemnej obwódce przykuwają uwagę ze względu na swój niecodzienny kolor. Otoczone są przez wachlarz czarnych rzęs.
×Sylwetka i Ubiór: Albert jest szczupłym chłopakiem o długich nogach i smukłych palcach pianisty. Mierzy on 178 cm i waży zaledwie 50 kg. Niedowaga nie oznacza jednak, że jest on bezbronny.
Ubiór bruneta zawsze jest schludny i najczęściej elegancki. Koszule, krawaty, szelki i te sprawy.

Zdarza się, że Albert zakłada okulary zerówki, by wyglądać poważniej. Jego ulubionym ubraniem jest jednak biały kitel lekarski.
Jego koszule mają różne kolory, poza różowym. Najczęściej jest to biały, czarny i fiolet. Każda z nich musiała zostać uszyta na miarę przez sylwetkę swojego właściciela. Tak samo z resztą spodnie. Ich długość zależy od pogody i nastroju chłopaka. Wszystkie mają tą samą, czarną barwę. W przypadku dłuższych spodni, ich nogawki są wąskie, przez co z daleka można je wziąć za rurki. Podkreślają one długie i szczupłe nogi bruneta.
Jeśli chodzi o krawaty, to Albert gustuje w jednolitych kolorach. Nigdy nie zakłada wzorzystych ubrań. Czuje, że wygląda w nich śmiesznie.
Buty chłopaka zawsze są czarne i eleganckie. Uważa je za nieodzowny element koszuli z krawatem. Skórzane męskie pantofle to poniekąd znak rozpoznawczy Alberta w szkole.
Mocne i słabe strony:
~ Mocne strony:
- Jest szczery do bólu
- Nadawałby się na chirurga
- Umiejętnie manipuluje innymi, by osiągnąć swój cel
~ Słabe strony:
- Miewa ataki agresji, gdy ktoś jakimś cudem wyprowadzi go z równowagi
- Ma w swoim domu własne laboratorium, w którym trzyma różne dziwne rzeczy, jak np.zwierzęce szkielety
Miejsce zamieszkania: Krótko po skończeniu czterech lat przeprowadził się z rodzicami do Japonii. Od razu po ukończeniu wymaganego wieku zaczął pracować, wiedząc, że opiekunowie nie będą go chcieli utrzymywać oraz pragnąc się od nich uwolnić. Po uzbieraniu odpowiedniej sumy, chłopak wyprowadził się do starego budynku o numerze 74, który posiadał niską cenę tylko dlatego, że ten numer jest przez Azjatów uznawany za pechowy. Albert uważa jednak, że to tylko cyfry.
Okolica jest spokojna, a inne domy postawione nieco dalej, by nie być za blisko tego, zajmowanego przez chłopaka. 
Pupil: -
Relacje: Albert nie jest zainteresowany poznawaniem ludzi, więc nikogo nie zna w akademii poza nauczycielami.
Rodzina:
- Jermaine Black - surowy ojciec. Jest to mężczyzna myślący, wszystko można mieć za pieniądze. Spłodził syna tylko po to, by uniknąć niewygodnych zaczepek oraz konfliktów. Następnie zaczął znikać z domu, udając się do swoich kochanek.
- Margaret Black - arogancka matka, kobieta zmniejsza od Syberii. Jedyne, co się dla niej liczy to pieniądze i drogie ubrania. Rzadko kiedy można było ją zobaczyć w domu, gdyż kocha przyjęcia.
Ciekawostki:
- Lubi słodycze
- Nienawidzi natrętnych ludzi i pustych dziewczyn
- Co roku bierze udział w Sprzątaniu Świata
Stan konta: 15000 jenów

Nowa Uczennica: Jennie Noil


Imię i nazwisko: Jennie Noil
Pseudonimy: Nero, Jen.
Płeć: Kobieta.
Wiek: 19 lat.
Narodowość: Jest w niej trochę z brazylijki, francuzki i włoszki.
Orientacja: Biseksualna ⚤
Klasa: II muzyczna
Klub: Informatyczny (gry), okultystyczny i sportowy (pływanie, koszykówka i piłka nożna).
Zainteresowania: Od dziecka gra w nogę oraz pływa, a od podstawówki zaczęła uczęszczać na zajęcia z koszykówki wraz z bratem. Z siostrą często grywała w różne gry i tak już jej zostało. Wcześnie wstaje, aby iść sobie pobiegać. Lubi czasem przeleżeć cały dzień w łóżku i grać. Lubi słuchać muzyki, lubi czasem sobie poimprezować. Taniec to woli oglądać jak inni sobie w nim radzą. Zdarza się, iż pobrzdąka na gitarze, bądź skrzypcach. Szybko wszystko łapie, także dwie, trzy lekcje i umie więcej i więcej. Rysuje.
Charakter: Często mówią do niej Nero, gdyż jak stoi tyłem wygląda trochę jak chłopak. Raz czy dwa razy zdarzyło się, iż udawała chłopaka. Zawsze warto spróbować, zobaczyć reakcje innych. Nie przeszkadza jej, gdy mylą ją z chłopakiem. Czasem nawet bardziej pewnie czuje się w ich towarzystwie niż dziewczyn. One by tylko paplały jak te durne lalki. Ona zamiast tego woli iść pobiegać, pograć w piłkę, bądź porzucać do kosza. Nie często ugości was uśmiechem, to też spojrzeniem. Powie krótko, czy też pomacha, a to, jak ją odczytacie, to już wasz problem. Pakuje się w kłopoty tym, że się wtrąca w sprzeczki, bądź bójki. Często jest z niej leń, także nie oczekuj niczego. Nie wstanie i nie pójdzie gdzieś z wami. Raczej zachęci do grania. Nie ma nic przeciwko homo. Nie przeszkadza, jej gdy się miziają przy niej. Jedynie, gdy chcecie się pieprzyć to idźcie do innego pokoju i tyle. Tak to mogą sobie żyć koło niej. Z nimi nawet czasem jest lepsza zabawa niż z dziewczynami. Lubi imprezować, czasem się napije to w małych ilościach. Jej zaufanie jest ciężkie do zdobycia, jest to możliwe z trudem i ciężką pracą. Nie cierpi kłamców. Jeśli się dowie, powiesi za jaja, a dziewczynom powyrywa włosy i za nie powiesi. Zdarza się agresywna oraz niepohamowana, choć to w nielicznych przypadkach. Co można jeszcze o niej dodać?
Może to, że nie przepada za przebieraniem się wśród innych. Nie lubi pytań. Czasem się zamyśla i jest w stanie powiedzieć coś zupełnie nieprzewidywalnego. Czasami olewa, bądź ignoruje. Po prostu jej natura jest dość nieprzewidywalna. Nie lubi mówić o sobie. Lepiej wychodzi jej słuchanie.
Poznaj, przekonasz się na własnej skórze jaka jest.
Aparycja:
×Włosy:
Krótkie tak do połowy szyi. Gdy jej przeszkadzają, zakłada je za ucho. Nieco czasem się przez nie irytuje. Ich kolor to biały, niemal są jak śnieg, albo i bielsze. Może taka platyna. Czasem wydają się szare, nie wiadomo czemu.
×Oczy:
Szare, choć czasem wydają się czarne, bądź pozbawione jakiegokolwiek koloru. Wydają się puste. Pojawia się w nich czasem błysk. Czasem przymyka jedno oko z niewyjaśnionych powodów.
×Sylwetka i Ubiór:
 Jen jest nieco umięśniona oraz szczupła? Jej krągłości są często ukryte przez dużo za duże bluzy. Na smukłej szyi zawsze ma choker, nigdy go nie zdejmuje, gdyż przyzwyczaiła się do niego tak bardzo, że go już nie zauważa. Ma za długie ręce oraz smukłe, niekiedy widać w nich nieco wysunięte kości, przez co nie raz miała złamania. Długie palce, na których widnieją pierścionki czy też różne tasiemki, to bransoletki na nadgarstkach. Drobny nosek, drobne usta. Duże oczka. Lubi nosić podkolanówki, bądź zakolanówki. Do tego legginsy, spodnie to nie jej bajka. Zazwyczaj ma na sobie sportowa bieliznę, gdyż jest wygodniejsza. Rzadko zakłada bluzki na krótki rękawek, zazwyczaj woli bluzy, bądź koszule, a pod nią jakąś koszulkę na ramionka. Zwykle w kolorach białych, ciemnych granatowy, ciemny fiolet, szary, czarny, ciemny czerwony. Byleby nie jasny.
×Cechy charakterystyczne:
Na lewym nadgarstku we wewnętrznej części jej tatuaż, który przedstawia nutki i kwiatek. Natomiast ma prawym po zewnętrznej stronie są trzy kropelki każda z nich ma po złotym dodatku. Są oczywiście zakryte, także ledwo je widać. Co do paznokci, są takie w sam raz, aby nie przeszkadzały jej w grze w kosza. Są zawsze w kolorze czarnym, rzadko ze wzorami. Tatuaże występują także za lewym uchem, na prawej łopate, od prawego ramienia po łokieć ma rękaw. Między piersiami do pępka ma największy tatuaż, jego końce dosiegaja po obu stronach żeber. Posiada kolczyk w pępku zwykle z jakimś małym ślicznym kamykiem, w lewym uchu ma sześć, natomiast w prawym trzy. Ma w planie zrobienie kilku tatuaży oraz kolczyków. Lubi nosić bransoletki oraz ma wiele pierścionków. Ma blizny oraz znamiona.
Mocne i słabe strony: Trudno jest ją wyprowadzić z równowagi. Jest niezwykle pracowita, ale też straszny z niej leń. Nałogowa graczka. Nie lubi, albo nie potrafi publicznie się przebierać. Czasem, gdy widzi jakąś bójkę, nawet jeśli nie wie o co chodzi, to się mimo to wtrąca i obie strony obrywają. Nie do końca zaakceptowała siebie.
Miejsce zamieszkania: Akademik nr. 24
Pupil: --
Relacje: --
Rodzina:
Ivan - brat, który często podróżuje. Często wysyła Niro prezenty. Lubi się droczyć z Jennie, dlatego nazywa ją Niro. Tak już jakoś zostało.
Roxy - siostra, z którą ma bardzo dobre relacje. Często się widują. Nie ma zbyt dobrego kontaktu z rodzicami. Ma swój salon tatuaży i to w kilku krajach.
Mai i Rey - dziadkowie, którzy są o wiele lepsi od rodziców.
Mira i Cley - rodzice. Gdzieś na pewno są, czasami wysyłają prezenty i pocztówki. Jednakże, nie wiadomo do końca co z nimi, gdyż tak od dwóch lat milczą.
Ciekawostki:
- Ma u dziadków dwa psy, a u siostry trzy koty,
- Lubi dostawać prezenty,
- Projektuje tatuaże,
-Nałogowo pali,
- Kiedyś śpiewała, jednak przez prawie dwa lata była w szpitalu i już tego nie robi. Ma także chore serce, przez co często ląduje w szpitalu,
- Miała kolczyk w wadze, brwi, języku oraz na płatku noska,
- Bierze leki na serce,
- Nie lubi pokazywać swoich rysunków,
- Ma dwóch przyjaciół gejów. Jedna przyjaciółkę lesbijkę oraz paru zwykłych. Jednakże przewyższa ja liczba chłopców nad dziewczynkami,
- Czasem nie ma apetytu,
- Malo śpi.
Stan konta: 15000 jenów

Od Ignacego

Obudziłem się niewyspany, lecz przepełniony ekscytacją, która zastępowała mi energię. Z radością wstałem, budząc przy tym mojego pieska, Zoyę. Otworzyła najpierw jedno oko i obserwowała mnie bacznie, kiedy przerzucałem nieuporządkowane papiery na biurku.
 – Aha, mam cię! – krzyknąłem ucieszony, gdy znalazłem arkusz zapełniony różnymi obliczeniami.
 Usiadłem na obrotowym krześle i zająłem się zadaniami leżącymi przede mną. Przez długi czas zawzięcie rozwiązywałem materiał z fizyki, a kończyłem, gdy promienie słoneczne rozświetliły mój pokój. Wcześniej niebo było szare, a teraz? Teraz miało kolor grafitu, a ciężkie, ciemne chmury wisiały nad miastem, grożąc nieuchronnym deszczem.
Oderwałem wzrok od widoku za oknem i poszedłem się ogarnąć. Po odświeżeniu się ubrałem standardowo to, co zwykle, a kiedy zjadłem jabłko, chwyciłem w biegu jabłko i czarną kurtkę jeansową, a potem zawołałem Zoyę, która już wybudzona radośnie wstała. Poszliśmy na spacer do okolicznego parku, a gdy zwiedziliśmy cały, wróciliśmy do akademika. Sprawdziłem w telefonie godzinę, bez zaskoczenia stwierdzając, że do rozpoczęcia lekcji mam jeszcze trochę czasu. Pogłaskałem Zoyę, która zamerdała radośnie ogonem i skierowała się do miski pełnej chrupek, następnie wyszedłem z pokoju. Zamknąłem go dokładnie i udałem się do szkoły. Wychodząc z budynku, zauważyłem, że burzowe chmury nagromadziły się i powodowały, że przechodnie otulali się kurtkami czy bluzami i przyspieszali. Poczułem chłód, jednak przyzwyczajony ruszyłem raźnym krokiem do akademii. Po drodze mijałem kolorowe witryny sklepowe kontrastujące z ciemnym niebem. Zatrzymałem się przed jedną z cukierni i wpatrzyłem się w lady za szybą. Kolorowe pieczywo i przyjemny wystrój zachęcił mnie do wejścia. Kupiłem dwa pączki z różową polewą i nadzieniem, a następnie wyszedłem i ruszyłem do szkoły. Nie dane mi było zbyt długo iść w spokoju, gdyż z nieba momentalnie lunął siarczysty deszcz, który zimnymi strumieniami wdarł mi się pod kołnierz. Zacząłem biec, mimowolnie kryjąc jedzenie pod kurtką i pochylając się nieco. Pod samą akademią mocno zderzyłem się z kimś, aż oboje upadliśmy. Wstałem niezdarnie, wspierając się wyciągniętą ręką mojego towarzysza.

Ktosiu drogi?