środa, 8 sierpnia 2018

Od Alberta CD. Ignacy

Czując na twarzy natarczywe, blade promienie słońca, skrzywiłem się i uchyliłem powieki. Przez chwilę zastanawiałem się, gdzie wielka kula ma ukryty wyłącznik, ale nie znalazłem odpowiedzi na to pytanie. Westchnąłem więc zrezygnowany i wstałem z łóżka. Od razu udałem się pod prysznic, który mógłby mnie obudzić, przynajmniej w niewielkim stopniu.
Gdy krople wody spływały po moim ciele, układałem sobie w głowie plan na dopiero co rozpoczęty dzień. Musiałem udać się do szkoły, a następnie zająć się nowym nabytkiem do mojej kolekcji. Tyle pracy, a tak mało czasu.
Po kąpieli opuściłem kabinę i owinięty ręcznikiem, przeszedłem do pokoju, pełniącego rolę garderoby. Poprzedniego dnia zapowiadali deszcz, więc krótkie spodenki na pewno byłyby złym wyborem.
Chwilę przeglądałem ubrania, by w końcu zdecydować się na granatową koszulę, czarne spodnie o wąskich nogawkach oraz pantofle i krawat w tym samym kolorze. Następnie zająłem się włosami i ruszyłem do kuchni. Przygotowałem sobie w niej koktajl ze szpinaku, który przelałem do dużej szklanki. Zbliżyłem się z nią w ręku do okna, sięgającego od podłogi do sufitu i wziąłem duży łyk napoju. Ciemne chmury wisiały nad miastem, a samochody mijały się otoczone parą, unoszącą się nad jezdnią. Widok był zwyczajnie ponury. Najchętniej bym został w domu, ale to niestety nie był koncert życzeń.
Dokończyłem koktajl, posprzątałem i doprowadziłem się do porządku. Następnie włożyłem czarny płaszcz przeciwdeszczowy z kapturem, który naciągnąłem na głowę, chwyciłem teczkę z książkami i opuściłem swój dom. Przyznam się, że nie bardzo wiedziałem, dokąd mam się kierować. Na szczęście nawigacja w telefonie okazała się być bardzo pomocna. Po kilkunastu minutach już stałem pod budynkiem.
Miałem właśnie schować telefon do kieszeni, gdy nagle ktoś wbiegł we mnie, sprawiając, że wylądowałem na ziemi. Nieco zszokowany spojrzałem na siedzącego na mokrym chodniku chłopaka. Westchnąłem cicho i podniosłem się na równe nogi. Po namyśle niechętnie podałem nieznajomemu dłoń. Chłopak przyjął pomoc od razu i również wstał.
- Uważaj, jak chodzisz. - mruknąłem, po czym wszedłem do budynku. Ostrożnie zdjąłem z siebie płaszcz i strzepałem z niego wszystkie krople przy drzwiach. Spojrzałem na wchodzącego Azjatę.
- Wiesz przynajmniej, gdzie jest gabinet dyrektora?
- Jasne. Jest na drugim piętrze. Zaprowadzić cię?
- Dam radę. - odparłem i ruszyłem korytarzem.
***
Zbliżyłem się z kluczem w dłoni do swojej szafki i otworzyłem ją. Schowałem do środka płaszcz oraz część książek. Usłyszałem, że ktoś inny również zamyka szafkę kilka kroków dalej.
- O, hej! I jak? Znalazłeś go? - ten sam chłopak, który wpadł na mnie rano podszedł do mnie z ogromnym uśmiechem na twarzy.
- Owszem.
- Nie poznaliśmy się. Jestem Ignacy. - Azjata wyciągnął do mnie dłoń. Niechętnie ją uścisnąłem.
- Miło mi? - powiedziałem niepewnie, unosząc przy tym brew. Czy tak właśnie się mówiło przy powitaniu? Chyba tak.
- ...Ty się nie przedstawisz? - zapytał chłopak po chwili. Zmierzyłem go wzrokiem, chcąc wiedzieć, po co mu takie wiadomości.
- ...Albert. - mruknąłem, dalej nie rozumiejąc, dlaczego ktoś miałby chcieć znać moje imię. Jaki miał w tym cel ten Azjata?

< Ignacy? :) >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz