niedziela, 15 lipca 2018

Od Kyotaru cd. Kagehira

Gdy zajęcia się rozpoczęły, ja byłem bardzo senny. Wręcz zasypiałem, ale nie dałem tego po sobie poznać. Chciałem jak najszybciej skończyć dzisiejsze zadanie, gdyż nie miałem ochoty na gotowanie. Mimo, że mogę spędzić przy garach cały dzień, to akurat wtedy jakby cała chęć do życia mnie opuściła…
Nauczyciel poprosił nas o przygotowanie zdrowego śniadania. Niby coś prostego, bo gotowanie pożywnych i urozmaiconych dań, które wpasowują się w daną dietę ćwiczymy już od samego początku, ale jakoś żaden pomysł nie przyszedł mi do głowy. Każdy stawiał na jakąś sałatkę czy muesli. Uważałem to za zbyt banalne.
Rozglądałem się po sali w poszukiwaniu motywacji do działania, jednak przerwał mi głos nauczyciela. Podszedłem do niego, wysłuchując jego prośby. Musiałem zanieść kilka ważnych papierów do drugiego belfra od gotowania. Mruknąłem coś pod nosem i wyszedłem z klasy. Okazało się, że wyżej wymieniony człowiek ma akurat lekcję na tym samym piętrze co ja. Szedłem powoli, nie śpieszyłem się. Chciałem, aby jak najwięcej lekcji mi minęło. Niestety, już po kilku sekundach stałem pod drzwiami. Westchnąłem cicho, wchodząc. Od razu usłyszałem piski jakichś dziewczyn. Nie wiedziałem o co im chodzi, więc po prostu rozejrzałem się, jednak nie zauważyłem niższej istotki, na którą właśnie wpadłem. Był to niski chłopak, którego już spotkałem.
-O-Oj… P-Przepraszam… - szepnął bardzo cicho. Popatrzyłem na jego czerwoną twarzyczkę. Po prostu mowę mi odjęło. Malec miał dwukolorowe, świecące się oczy. Mieniły się w świetle lamp. Dodatkowo jego zakłopotanie na twarzy wydawało mi się… urocze?
Stałem tak chwilę, jednak szybko się ogarnąłem. Zamrugałem kilka razy, aby odgonić wszystkie myśli.
-N-nie, to moja wina… wybacz – odpowiedziałem równie cicho, co on. Wyminąłem go, sam się delikatnie rumieniąc. Kompletnie nie wiedziałem co się dzieje. Czy to on tak na mnie działał?
Podszedłem do biurka nauczyciela, nerwowo wręczając mu papiery. Popatrzyłem na niego. Miał lekko zdenerwowaną minę. Nie wiedziałem o co mu chodzi, dlatego równie szybko ja tu przyszedłem, opuściłem pomieszczenie.
Niespokojnym krokiem wróciłem do swojej klasy. Usiadłem przed swoim blatem, patrząc gdzieś w kąt. Jakby za mgłą widziałem czyjąś rękę, która machała mi tuż przed oczyma. Dotknąłem jej, odtrącając. Mrugnąłem przeciągle, znów patrząc w to samo miejsce. Nie minęła chwila, a do głowy przyszedł mi genialny pomysł. Szybko zabrałem się do roboty…
Zdążyłem w ostatniej chwili. Ładnie udekorowałem swoje danie, niosąc je do nauczyciela. Ciekawe czy mu się spodoba…
Postawiłem przed nim talerz, lekko się uśmiechając. On dokładnie je obejrzał, okręcając talerz dookoła. Po chwili spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
- Co to tak właściwie jest? – mruknął. Szczerze to nie wiedziałem co mu odpowiedzieć. Znalazłem w swojej głowie tyle słów na opisanie, jednak nie umiałem ich poskładać w jedność.
-Są to grzanki z chleba żytniego z pastą warzywną…- szepnąłem, patrząc na chleb. Jeszcze nigdy się tak nie bałem opinii na temat mojej pracy. Bałem się, że to, co zrobiłem, nie wystarczy na zaliczenie dzisiejszego zadania. Bałem się, że…
-Wygląda dobrze, ale jak smakuje? – wziął jedną z kromek w rękę. Ugryzł, mrucząc. Ucieszyłem się, gdyż wiedziałem, że to dobry znak. Dojadł kanapkę, otrzepując ręce z okruszków – Bardzo dobrze, Namate. Udało ci się.
Krótko po tym, zadzwonił dzwonek. Wychodząc miałem na twarzy wielkiego banana. W zasadzie nie wiedziałem z czego się cieszyłem, bo to tylko jedno głupie danie, ale miałem to gdzieś. Przecież nie tylko to się dzisiaj zdarzyło. Jeszcze te oczy…
Rozmyślałem o nich całą drogę do szafki. Chciałem wpaść na niego jeszcze raz, bo tego widoku nie dało rady wyrzucić z głowy. Podszedłem bliżej do zamka w metalowych drzwiczkach, wybierając odpowiedni kod. Gdy tylko usłyszałem kliknięcie, pociągnąłem delikatnie za uchwyt. Rozejrzałem się po jej wnętrzu. Nic ciekawego tam nie było. Tylko książki i parę zdjęć z moimi dawnymi przyjaciółmi. No właśnie. Przyjaciółmi…
Tęskniłem za nimi. Codziennie wychodziliśmy gdzieś po szkole, uczestniczyliśmy w różnych akcjach, bawiliśmy się na imprezach… Teraz nie ma tu nikogo, z kim mógłbym przynajmniej pogadać. Takie jest życie, niestety…
Zamknąłem szafkę, odwracając się w bok na pięcie. Zamknąłem oczy, dalej idąc, z czego pech skorzystał. Ponownie wpadłem na niskiego chłopaka o dwukolorowych oczach. Niestety, dodatkowo wszyscy na nas patrzyli. Jeszcze nie zdążyłem ogarnąć sytuacji, a już poczułem spojrzenia innych osób na sobie. Chciałem stamtąd uciec, gdyż nie lubię takich żenujących sytuacji. Gdy zdążyłem wrócić myślami do rzeczywistości, zapatrzyłem się w jego piękne ślepia. Błyszczały tak pięknie, że nie mogłem oderwać od nich oczu...
Może to jednak szczęście mi sprzyja?

<Kaguś? :3>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz