Strony

sobota, 8 września 2018

Od Alberta cd Ignacy

Spojrzałem na Azjatę, czekając na jego odpowiedź.
- Oczywiście, że nie - padło z jego ust, co przyznam szczerze, zdziwiło mnie.
- Żartuję, nie po to tu jesteśmy, żeby sobie patrzeć na fabrykę z zewnątrz. Czas poznać historię zdjęcia od środka - dodał po krótkiej chwili rozbawiony Ignacy.
Przedarliśmy się przez gąszcz dziko rosnących krzewów oraz całkiem młodych drzew. Zatrzymaliśmy się przed ogromną, stalową bramą dwuskrzydłową, która zdążyła już zardzewieć. Szatyn pchnął ją lekko, a przeszkoda ustąpiła. Było to dla mnie zaskakujące. Dlaczego brama nie stawiała nawet minimalnego oporu? To mogło znaczyć tylko jedno, ktoś tu się zapuszczał. Postanowiłem mieć oczy dookoła głowy.
Wkroczyliśmy do pustego korytarza fabryki. Ściany zdobiły zacieki, powstałe po deszczach i stare, wyblakłe obrazy. Żeby rozszyfrować bez pomocy fachowców, co przedstawiły, musielibyśmy wpatrywać się w nie przez kilka dobrych godzin.
- Znasz historię tego miejsca? - zapytał Azjata, wciąż wpatrując się w dekorację wnętrza, jakby zależało mu na odkryciu, co takiego przedstawiały tamtejsze obrazy.
- Znam - odparłem krótko i wszedłem do jednego z pokoi, mając cichą nadzieję, że szatyn nie będzie drążyć tematu. Ponownie jednak zostałem rozczarowany, gdyż ten podążył za mną jak cień.
Przestronna sala wypełniona starymi taśmami produkcyjnymi z antresolą, na których stały wielkie pojemniki zajęła przez chwilę mojego towarzysza, dając mi tym samym chwilę spokoju. Pomieszczenie oświetlały promienie słońca, wpadające przez jedno z okien. Drugiego natomiast było zasłonięte przez drzewo za nim, którego gałęzie wdzierały się do środka. Uważnie obserwowałem Azjatę ze schodów prowadzących na antresolę. Szatyn przejechał dłonią po jednej z maszyn, a następnie strzepał z niej, zapewne grubą, warstwę kurzu.
- Pewien Niemiec produkował tu słodycze - mruknąłem, zwracając na siebie uwagę Ignacego - coraz to nowi inwestorzy chcieli nawiązać z nim współpracę. Tylko jeden z nich odkrył, że składnik wytwarzanych produktów był silną trucizną. Wtedy też właściciel dokonał na nim morderstwa - dodałem i wzruszyłem ramionami. Azjata wpatrywał się we mnie szeroko otwartymi oczami.
- Później zmielił go w jednej z tych maszyn - powiedziałem, wskazując ręką na pokój, w którym byliśmy - a, gdy kolejni ludzie pojawiali się tutaj, zabijał kolejny raz i kolejny. Z trupów wyrabiał nowy gatunek słodyczy, który miał olbrzymi popyt - kontynuowałem.
Chłopak wzdrygnął się i ruszył w moją stronę. Ja natomiast wspinałem się coraz wyżej po schodach. W pewnym momencie zatrzymałem się, a Ignacy szybko mnie dogonił.
- Miejsce od lat jest opuszczone, a budynek grozi zawaleniem. Niemiec został przyłapany na morderstwie, reszta wyszła na jaw i został powieszony - obojętnie dokończyłem swoją nieco podkoloryzowaną historię. Widząc niedowierzanie wymalowane na twarzy Azjaty, uśmiechnąłem się chytrze.
Wtem do naszych uszu doszedł odgłos żelaza obijającego się o podłogę, a zaraz po nim siarczyste przekleństwo.
- Zmywamy się - mruknąłem, po czym zszedłem wraz z Ignacym po schodach i opuściłem z nim budynek przez okno. Zaraz po tym ukryliśmy się w krzakach pod nim. Cudze kroki stawały się coraz głośniejsze. Ktoś się do nas zbliżał.
- To tutaj? - ciszę przerwał męski, niski głos. Ten sam, który słyszeliśmy wcześniej.
- Tak, to tu - odparł drugi, nieco wyższy. Zaraz po nim zaskrzypiała jedna z maszyn. Któryś z mężczyzn rozdarł pudło i zaczął szeleścić jego zawartością.
- Nikt ich nie znajdzie? - dopytał niższy głos.
- Nikt. Jestem pewien. Myślisz, że ludzie nie mają co robić, tylko szlajać się po walących się fabrykach? - powiedział drugi z mężczyzn. Odpowiedziało mu milczenie.
Mężczyźni opuścili budynek po jakimś czasie i odjechali samochodem. W końcu mogłem wyjść z ukrycia tak, jak i szatyn. Miałem nadzieję, że ma dość wrażeń jak na jeden dzień.

<Ignacy?>

poniedziałek, 3 września 2018

Od Jennie cd Ignacy

Poszłam na lekcje, jednak mimo, iż uważałam i byłam na bieżąco, a nawet nieco naprzód, to coraz bardziej źle się czułam. Nauczyciel to zauważył. Chciał coś powiedzieć, jednak poruszyłam głową, aby nic nie mówił. Otworzyłam sobie nieco okno. Włożyłam słuchawki. Choć słyszałam, to patrzyłam w okno. Porwała mnie melodia oraz widoki za oknem. Chciałam już wyjść i iść pograć, ukradkiem wzięłam leki i popiłam je wodą. Nie lubię pytań ani litości. Usłyszałam dzwonek i spakowałam torbę, wyszłam z sali i ruszyłam na zewnątrz. Lubię wdychać świeże powietrze.
- Nero stój - usłyszałam swoją sławną ksywkę.
Wyjęłam słuchawkę i spojrzałam za siebie. Stał tam tunelek i pudelek. Uśmiechnęłam się jedynie do nich. Tunelek to ten z tunelami w uszach, ma czarne włosy i chodzi na czarno, ma także kilka innych kolczyków. Pudelek ma tatuaż niebieskiego pudla na klatce oraz motyla z moją ksywką na szyi. Wygląda to pięknie. Dodam, iż sama to mu zaprojektowałam.
- Czyżby nasza mała Nero się zamyśliła na nowo? - powiedział pudel. Wywróciłam oczami i fuknęłam. Ten jednak tylko się zaśmiał.
- Pudel - nacisnął tunel, a ten już pognał na boisko w podskokach. Uśmiechnęłam się ledwo do chłopaka - Dalej leki nic nie dają? - spytał. Kiwnęłam głowa powoli - Eh, daj szansę tym. Może jednak pomogą. Chodź grać, gdyby coś się działo, powiedz od razu - powiedział. Zostałam pogłaskana po głowie, aby się pospieszyć. Zaczęliśmy grę, nawet w czasie lekcji. To jest lepsze niż lekcje, które wiecznie się powtarzają.
Złapałam piłkę i zaczęłam biec do kosza, rzuciłam i trafiłam w sam środek tarczy. Wygrałam, jednak najpierw chłopcy zremisowali. Zaśmiałam się i usiadłam na trybunach, aby się nieco więcej napić i sobie poleżeć. Wzięłam bluzę pod głowę i zerkałam na to, jak grają. Po czym zamknęłam oczy i odleciałam na chwilę. Nocne granie nie pomaga.
Otworzyłam oczy, gdy ktoś rzucił na mnie cień.

<Ignacy?>